wtorek, 19 maja 2015

Powrót

Piątek i sobota zleciały mi bardzo szybko. O tym co tam się działo nie mam zamiaru pisać, bo byłem i nadal trochę zły na moich Borowskich. Nie mam zamiaru Im opowiadać, o tym co tam robiłem więc niestety i Wy się tego nie dowiecie. Przepraszam Was serdecznie, ale mam swój honor i zasady. Niedziela zresztą też po części pozostanie tajemnicą, bo Borowscy przyjechali dopiero popołudniu.
Nagle ni stąd ni zowąd gdy sobie smacznie spałem pojawili się moi Borowscy. Najpierw Pani a kilka sekund później Pan. Obje się ze mną mocno przywitali, ja oczywiście odruchowo bardzo się ucieszyłem. A to łapka mi latała jak szalona a to troszkę popuściłem, ale udawałem obojętnego. Przynajmniej pozory zachowałem oziębłości. Choć im dłużej byli Borowscy tym bardziej lód mojego serca się roztapiał.
no cieszę się, że jesteście!

Borowscy zjedli jakiś obiadek i nawet nie raczyli mnie poczęstować. Najfajniejsze było to, że Fuksja przyjechała razem z nimi i teraz bawiła się w domku Milki, którą najnormalniej w świecie zaczepiała. Mało nie doszło między nimi do bójki, ale wówczas wkroczyłem ja i je rozdzieliłem, ale nie rozmową, ale swoim ciałkiem. Tylko nie myślcie sobie, że kot pojechał z Borowskimi, po prostu w drodze powrotnej zabrali ją z domku. 
Fuksja opowiedziała mi o swoim dramacie. Dwa dni przesiedziała w domku całkiem sama. Co prawda miała masę jedzenia i wszystkie zabawki porozrzucane po całym mieszkaniu, ale naprawdę cierpiała - przynajmniej tak mi mówiła.
Fuksja się bawi

W końcu się pożegnałem ze swoimi gospodarzami, czyli opiekunami Freda, Fredem i Wiką. Już zbliżamy się do samochodu i już się widziałem jak w nim śpię. Niestety przeszliśmy obok niego. Myślę sobie, znowu spacer. Miałem racje, ale tylko częściowo. Poszliśmy w odwiedziny do mieszkanka z Kafelkami. A tam już pełen luksus. Kuchnia skończona i wygląda po prostu super. Pozostaje jeszcze tylko wstawić drzwi i będzie po krzyku. W między czasu dowiedziałem się, że będzie jeszcze dalsza część remontu w innych pokojach a i jeszcze stół musza zrobić!. Ech oni nie potrafią skończyć. Ja uzupełniłem tam płyny i po chwili czasu ruszyliśmy do domku.
kuchenna rewolucja

W końcu szczęśliwie dotarliśmy do domku i tam po szybkim sprawdzeniu czy wszystko jest na swoim miejscu poszedłem spać. Po pobudce obowiązkowy spacer, bo przecież musimy nadrobić zaległości! Miło było na nowo odkrywać okoliczne łąki. Wszystkie zapachy wydawały się jakoś bardziej intensywne, lepsze i w ogóle było super. W dodatku z oddali chwilę poobserwowaliśmy dziki. Zmęczony wróciłem do domku i w końcu po latach rozłąki mogłem zatopić się w swoim pontoniku. Do ugryzienia!
to moja okolica, taka wspaniała

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz